Poruszanie tematu osadzania puszek elektrycznych w ścianach
podczas rozprowadzania instalacji elektrycznych jest bardzo ryzykowne, bo w
dziedzinie tej materii od dawien dawna trwa swoisty emocjonujący spór.
Wspomniana wojna toczy się między elektrykiem i tynkarzem. Kto wygra? Tak
naprawdę wygrana nikogo nie powinna interesować, bo liczy się efekt końcowy 😉i
zadowolenie klienta.
Na wstępie tego artykułu pragnę zaznaczyć że jest to
felieton. Mój punkt widzenia i nie każdy może się z nim zgodzić 😉
Mimo wszystko z chęcią poznam Wasze zdania na temat osadzania puszek i
zapraszam do komentowania i wyrażania swojej opinii! Przy okazji zapraszam do
obserwowania mnie na FB gdzie będziecie na bieżąco! Ale wracając do meritum!
Kto żyje budowami ten wie – najpierw pracę otrzymuje elektryk,
potem wykonywane są tynki, hydraulik i posadzki wchodzą na końcu😉
No ale czasami budowa nie idzie zgodnie z planem i kolejność prac jest
zaburzona. Czy to problem kierownictwa czy inwestora – nie ważne. Im większe
odstępstwa od kolejności tym większe problemy w przyszłości.
Poza prawowitą kolejnością prac na budowach znane od lat są
wojny między ekipami. I tak – hydraulik wiecznie kłóci się z elektrykiem, a
tynkarz z płytkarzem. Brukarz z ekipą od elewacji czy płotu. Jednak gdy
wejdziemy na temat puszek elektrycznych – świat wywraca się do góry nogami
bowiem ile osób tyle zdań.
Puszka elektryczna – co to właściwie jest?
Żeby była jasność – puszki elektryczne są potrzebne w
naszych ścianach by prawidłowo zainstalować osprzęt podczas tzw. Białego
montażu. Brak puszki w ścianie to brak możliwości poprawnego montażu gniazda
czy włącznika. Nie wiele osób – nie związanych z tematem o tym wie, ale brzydko
mówiąc spaprana robota na początku paprze robotę na końcu! Puszki elektryczne,
które są przystosowane do mocowania włączników czy gniazd tworzą dla tych
elementów solidną bazę do trzymania się w ścianie (ważne dla gniazd, które są z
reguły szarpane podczas wyciągania wtyczek), dają możliwość schowania połączeń
i dodatkowych sterowników/przekaźników za osprzętem i jednym z ostatnim bardzo
ważnych cech puszek elektrycznych to utrzymują odpowiedni dystans pomiędzy
osprzętem (o problemach z odstępem możecie poczytać również w artykule nt. szklanych włączników Livolo). Jest to szalenie ważne gdy przychodzi nam tworzyć zespoły gniazd czy
włączników, które ostatecznie będą w jednej ramce. Oczywiście – sama puszka w
ścianie nie jest sukcesem, bowiem niejednokrotnie byłem wzywany na awarie gdzie
okazywało się, że elektryk (a może tynkarz?) osadził puszkę na piankę montażową
i gniazdo przy wyjmowaniu wtyczki wyszło ze ściany razem z puszką.
Dlaczego elektryk nie chce osadzać puszek?
Nie ma co ukrywać, że puszki elektryczne są podstawą
instalacji elektrycznych. Zarówno instalacje natynkowe jak i podtynkowe są
zbudowane z puszek. Gdy zapytamy kilka losowych osób z branży, którzy trudnili
się instalacjami elektrycznymi w budynkach na przełomie lat 80 i 90 to uzyskamy
jednoznaczną odpowiedź – że wiedzą co to gips i potrafią wykorzystać go do
mocowania puszek. Mało tego – elektrycy nie bali się kuć bruzd w ścianach, a
wiertarki z funkcją kucia dopiero raczkowały. Mieli je głównie elektrycy,
którzy wrócili z tzw. Saksów. Polskie rodzime Celmy były ciężkie, duże i udar w
nich pozostawiał wiele do życzenia. Przez co większość prac musieli wykonywać
ręcznie. Dzisiaj jest zupełnie inaczej. Elektrycy mają dostęp do bruzdownic,
młotów, mieszadeł, a mimo wszystko – pracować nie chcą. Dlaczego?
Rozmawiając z wieloma młodymi elektrykami zaczynam odnosić
wrażenie, że im się po prostu nie chce. Ciężka praca fizyczna dziś jest
passe. Dlatego instalacje elektryczne najczęściej są kładzione po prostu na
ziemi, a te małe odcinki przewodów do gniazd idą po prostu po ścianie
przymocowane np. uchwytem USMP.
Taki stan rzeczy prowadzi do sytuacji, gdzie elektrycy
praktycznie się nie brudzą w pracy 😉 Przewody w rurach osłonowych, położone na
ziemi. Na ścianie jeden uchwyt USMP i wprowadzenie do dziury gdzie jest
włożona, nieprzymocowana puszka elektryczna z przewodem. Gdy wejdziemy na
budowę po takim elektryku – mi po prostu opadają ręce bo, każdy może chwycić
puszkę i ją wyrzucić. Przewody choć umocowane mogą ostatecznie nie znaleźć się
tej puszcze co miały. My elektrycy musimy mieć na uwadze, ze po naszych pracach
na budowach będzie jeszcze kilka ekip. To co się stanie z naszymi przewodami
oraz instalacjami zależy też od osób, które będą po nas.
Argument – jest taniej
Dyskusja o osadzaniu puszek pojawia się cyklicznie na
forach, grupach czy spotkaniach różnych branż. Rozmowy te nierzadko kończą się
bardzo burzliwie. Na szczęście jeszcze nie dochodzi do rękoczynów. W każdym
razie lata nieosadzania puszek, prowadzenia instalacji po posadzce wykreowały w
przedstawicielach naszej branży kilka ciekawych argumentów by tłumaczyć swoje poczynania.
Jednym z nich jest argument ceny czyli
nie bruzduję, nie osadzam i dzięki temu jest taniej. Pozostaje jeszcze pytanie
czy tynkarz też weźmie mniej pieniędzy? 😉 Wszak roboty będzie mieć więcej i to
właściwie nie ze swojej profesji, baaa nawet winy. Po prostu – nagle okazało
się, ze agregat tynkarski już ustawiony, pracownicy gotowi do obrzucania, a
elektryk puszek nie wkleił. Czekać na niego nie można bo czas to pieniądz.
Wtedy tynkarz podwija rękawy, dolicza do faktury i bierze się ostro do roboty….
Moim zdaniem elektryka 😉
Argument pionu – jest krzywo
Kolejnym argumentem, który słyszę to ściany są krzywe i
różnie tynku będzie. Elektryk nie chce by puszka wystawała. Tak – ten argument
jest prawdziwy! Ile ścian, tyle pionów. Ile rodzajów materiału – tyle
centymetrów tynku. Nie ma nic gorszego jak wystająca puszka na gotowej ścianie.
Dla elektryka wystająca puszka na gotowej ścianie to odstający osprzęt od
ściany – nomen omen wygląda bardzo brzydko. Gdy osadzimy puszkę zbyt głęboko –
osprzęt najzwyczajniej w świecie będzie ładnie przylegać do ściany. Niestety
nie jest to lekiem na wszystkie budowlane problemy bowiem zbyt głębokie
osadzenie puszki prowadzi do możliwych potencjalnych problemów czyli brak
możliwość przymocowania gniazd czy włączników. Ten problem pojawia szczególnie
kiedy korzystamy tylko z żabek dociskowych lub za krótkich wkrętów mocujących.
Jeśli nasze puszki są zbyt głęboko osadzone możemy tą sytuację
naprawić np. dystansami do puszek i zbliżyć się do lica ściany. Jednak w tym
przypadku dobrze wejść na budowę pomiędzy tynkarzy, a szpachlarzy celem
weryfikacji.
Pretensje tylko do siebie
Co się dzieje z puszkami, których nie oprawi elektryk? W
mojej ocenie – pozostawianie oprawiania puszek innym ekipom to proszenie się o
kłopoty. Nie bez kozery w świecie pojawiło się powiedzenie – umiesz liczyć licz
na siebie. Jeśli pozostawiamy klejenie puszek np. tynkarzom musimy brać ryzyko
z tym związane na klatę czyli to że
puszka będzie pięknie zlicowana z tynkiem nie znaczy będzie dobrze osadzona!
Tynkarze to nie elektrycy. Nie zamontują osprzętu za nas. Ekipy tynkujące nie
mają praktyki w tej dziedzinie. Nie wiedzą często, że oprawienie puszek w
kształcie banana doprowadzi do problemów z montażem ramki. Podczas montażu
zespołu puszek może też dojść do wypięcia się jednej puszki z szeregu i odstęp
między modułami będzie zaburzony.
My jako elektrycy musimy też brać pod uwagę, że w puszkach
podczas oprawiania będą już przewody, które będą prężyć. Im więcej przewodów
tym większe siły będą działać na puszki. Czyli po prostu będą wypychać puszki w
różne strony i tynkarz będzie mieć problem z równym oprawieniem naszego
plastikowego źródła tematu. Problemu tego można uniknąć zaczynając instalację
elektryczną od montażu puszek w ścianie, a dopiero potem wprowadzając do nich
przewody. Ale to musi zrobić elektryk!
Jak to jest na dużych budowach?
Życie na dużych budowach wygląda inaczej niż na inwestycjach
typu domki jednorodzinne. Wszędzie tam gdzie, podpisywana jest umowa na
wykonanie robót budowlanych zawsze jest określany zakres prac, które dane ekipy
muszą wykonać. Tylko na podstawie tych zakresów mogą ubiegać się o wypłacenie pieniędzy
za wykonany przerób na budowie. I nikt tutaj się nie szczypie o osadzenie
puszki w ścianie. Te prace spoczywają na elektrykach. To czy jest wśród nich
tynkarz-elektryk nikogo nie interesuje. Jeśli mają zostać wypłacone pieniądze –
puszki muszą być wklejone w ścianę chyba, że umowa stanowi inaczej.
Kończąc ciężki temat
Nie zdziwię się, gdy zostanę napadnięty przez niejednego
elektryka. Sam jestem elektrykiem i sam na budowie nie boję się kuć i kleić.
Uważam, że zostawianie tych prac innym ekipom to proszenie się o problemy na
etapach budowy, kiedy nie będzie już możliwości łatwego wybrnięcia z sytuacji.
Do takich należą białe montaże gdzie po przyklejeniu tapety czy płytek naprawa
wygiętej w banan puszki jest już praktycznie niemożliwe. A zdarzają się osoby,
które płacą za jakość i będą oczekiwać do elektryka poprawnego – przylegającego
do ściany, zamontowanego z poziomicą osprzętu 😉
Muszę też dodać, że warto samemu oprawiać puszki w ścianie
bo dzięki temu – potrafimy trzymać szpachelkę, pojemnik z rozrobionym gipsem
czy innym klejem i użyć tego do mocowania puszki. Jeśli uważasz, że mocowanie
puszki to robota tylko dla tynkarza to wiedz, że kiedyś przyjdzie taki moment,
że na awarii znajdziesz wyrwana puszkę ze ściany i będziesz zmuszony ją
oprawić. Będziesz mieć wtedy fach w ręku i nie będziesz świecić oczami przed
klientem 😉 Są też sytuacje gdzie w zamieszkanym domu czy
mieszkaniu zachodzi potrzeba delikatnego retuszu i modyfikacji instalacji
elektrycznej w postaci dostawienia jednej puszki elektrycznej i poprowadzenia
jeszcze jednego punktu elektrycznego. Wtedy też – im więcej zrobisz tym więcej
zarobisz 😉 Samo wykucie bruzdy i położenie przewodu to
jedno, a ładne zaklejenie bruzdy czy nawet wyprowadzenie delikatnej gładzi to
drugie. I trzeba powiedzieć, że u klienta liczy się efekt, który on widzi, a
nie widok pięknie wyczesanych przewodów w zamkniętej rozdzielnicy i wiwat
innych elektryków na fejsbukowym forum.
Komentarze
Prześlij komentarz